Dzień pełen przygód.
Z samego rana, pojechałem wymienić aku. Pan bezproblemowo wymienił zamontował, wszystko ok. Do czasu...
Wkładam kluczyk do stacyjki i Pan od aku słyszy "tyknięcia", stwierdził rozrusznik do wymiany, nosz k***a! Co jeszcze?!
No nic, szukam mechanika, jakiegoś speca od 4x4.
Z racji mojego miejsca zamieszkania, Luboń koło Poznania, kierując się do Pracy do Stęszewa, jadę przez Komorniki i mym oczom ukazał się serwis 4x4!
Jadę!
Pan oznajmił, że prowadzi komis, ale ma dobrego mechanika w okolicy. Grzecznie poprosiłem o adres. Mam, pieprzę pracę i jadę:))
Kawałek za Stęszewem, trasa na Wrocław. Wioseczka jak wiele w kraju, jedna, jedyna ulica i jest serwis. Prywatna posiadłość, mały garaż, ale nic, wjeżdżam.
Przed owym garażem, stoi stary, zabłocony po sam dach stary Samurai. NO to jestem w domu! Już jestem spokojny:)
Po rozmowie z mechanikiem, mam w GV do wymiany: przegub, rozrusznik i zawory do regeneracji. minimum 2dni pracy.
Wszystkie klątwy Egipskie na mnie spadły! aaaaa! tosz to miliony będą!
Umawiam się na za tydzień, na naprawę.
Coś mi nie przypasowało w rozmowie, taki trochę nie ufny jestem, muszę przetestować mechanika.
Poprosiłem o wymianę filtra olejowego i oleju. Mechanik wziął zaliczkę 150zł.
Zostawiłem auto na cały dzień, kolega mnie zabrał, potem przywiózł.
Auto odebrane, wszystko cacy. Proszę mechanika o zużyty filtr, on jakby zbladł, mówił,że spalił w piecu. Wiadomo o co chodzi.
Jadę do norauto, na szybko filtr sprawdzić. Serwisant w norauto twierdzi, że to nie może być nowy filtr!
Myślałem, ze wybuchnę! JAkim to trzeba być skur****kotem!
Mam nadzieję, że moja przygodą będzie dla wielu przestrogą przed takimi typami>
|