Nie chcę, aby ktoś traktował ten post jak zachętę, bo każdy wyborów dokonuje sam, ale czytając ten wątek po prostu muszę zająć stanowisko. Suzuki Kizashi jest w czołówce najlepszych aut, którym sprzedażowo nie wyszło i nie jest to moje zdanie, ale cytat z prasy zagranicznej. Jak każde auto ma swoje wady, ale żadna nie jest dyskwalifikująca. Zjeździłem tym autem już kawałek Europy i mam swoje przemyślenia.
Auto naszkicowano bardzo po Japońsku, pierwszym moim skojarzeniem były japońskie zapierdzielacze z lat '90 jak Celica i Eclipse, w które wkradł się mały gen niemiecki - Jetta?. Tyłek jest przepiękny, boczna linia ma wyraźnie obniżony dach i niewielkie szyby, co w konsekwencji owocuje bardzo małą ilością miejsca nad głową wewnątrz. Kabina pasażerska jest jakby przesunięta w przód, co też przybliża do łuku za słupkiem A, a dzięki czemu bagażnik w sumie małym aucie jest przyzwoity. Nie jest to auto dla osób wysokich. Dla mnie - niespełna 180cm - wystarczyłaby większa regulacja fotela w dół (dosłownie 15mm) i miałbym idealne warunki, moja żona - 170cm - jest wniebowzięta. Po zakupie, odpowiednie miejsce dla siebie znalazłem w kilka chwil, zdecydowanie szybciej niż w nowiutkim BMW serii3. Auto ma niezłe wyposażenie i szereg rozwiązań, których jeszcze długie lata w żadnym Suzuki nie było. Wnętrze jest zupełnie niemieckie/czeskie i może dlatego Szwajcarzy i Niemcy kupowali tych aut najwięcej. Kształt deski przypomina poprzednią generację Octavii czy obecną jeszcze Superba - jest spokojnie, bez ekstrawagancji i do bólu ergonomicznie. Materiały dobre, nie rewelacyjne, nie premium, dobre. Środek deski, góra obić drzwi to wciąż nieosiągalne w Suzuki materiały, a lat już minęło trochę. Są miękkie, matowe, przypominają tez z VW. Góra deski wygląda identycznie, ale jest już twarda i po czyszczeniu lubi przestać być matowa, co potem przeszkadza w słoneczny dzień. Najgorsza część wnętrza to schowek w desce rozdzielczej (z zewnątrz) - twardy plastik dopasowany do skór w boczkach drzwi wydaje się być nie na miejscu i nie wiem czy go w końcu nie obszyję, opada elegancko i powoli. Wnętrze schowka miękkie i podświetlone. Rączki w drzwiach i mini podłokietniki miękkie, twarde zaczyna się w obudowie głośnika, schowku z miejscem na butelki. Auto wyposażone jest w świetne audio (a mam to gorsze), którego sterowanie z kierownicy również do najnowszych modeli nie było tak dobrze wykonane i intuicyjne, dodatkowo w moim 11-letnim egzemplarzu nie noszą żadnych śladów wytarcia. Poza tym schowkiem w zasadzie nie ma wewnątrz śladów zużycia. Fotele po japońsku - jako takie, wyraźnie lepsze niż w Grand Vitarze, Vitarze, Baleno i Swifcie. Można puścić muzykę z pendrive'a, jest fabryczny zestaw głośnomówiący, który działa świetnie, jak się już rozkmini działanie. Wyjątkiem (jak na Suzuki) jest sterowanie komputerem pokładowym - przyciskami przy kierownicy, a nie jakimś irytującym pręcikiem przy zegarach, co z niewiadomych przyczyn Suzuki praktykuje do dziś. Wnętrze auta jest dobrze spasowane, w moim egzemplarzu trzeszczy jedynie konsola środkowa, bo cały czas opieram o nią prawą nogę. Mojej żonie to nie trzeszczy. Nawet taka obudowa poduszki powietrznej wyprzedza inne modele ze stajni o długie lata. Z tyłu mam ten sam problem co z przodu. Nisko prowadzony dach powoduje, że nad głową miejsca jest niewiele, natomiast bez problemu siadam sam za sobą i mógłbym tak całkiem wygodnie jechać z napojem wyskokowym w podłokietniku. Wszystko jest na takim styku, nie możesz powiedzieć, że się nie mieścisz, ale wolałbyś, żeby tu i ówdzie dodano ze 2 centymetry. Dodam tylko, że do najszczuplejszych nie należę. Fotele i kanapa zdecydowanie bardziej mięsiste niż w każdym innym Suzuki, gazetnik z siateczki w obu fotelach, a materiały użyte na boczki drzwi są takie same w obu rzędach. Na bagażnik narzekano już podczas premiery. Problem w tym, że wcale nie jest aż tak mały. Ponad 460 litrów to był wówczas wynik bez szału w tej klasie aut, najlepsi mieli 80-100 więcej w wersjach z napędem na przód, ale byli też znacznie dłużsi, mniej zwarci. Ja w bagażniku widzę inne wady - przede wszystkim niedorobione wykładziny i spinki tychże lubiące puścić powodując wysunięcie się dywanu np. z uszczelki bagażnika. Jest to w moim egzemplarzu kiepskie i tyle. Sprawę załatwiłem zestawem chińskich spinek z Allegro i póki co spokój. Auto z automatem traci trochę ducha w porównaniu z manualem, ale u mnie musiał być 4x4, więc niejako w spadku CVT. Wariator zawodzi najbardziej gdy długo stoisz na światłach, jakby usypiał i powoli się budził - to jego wada. Druga wada to wycie - nic nowego w tego typu konstrukcjach. O ile w ciepłe dni CVT nie przeszkadza, o tyle zimą jadąc o świcie do pracy po prostu wpienia i wówczas przechodzę w tryb manualny do rozgrzania silnika. Skrzynia nigdy nie zawiodła, nie przegrzała się - zero kłopotów, po 100000km wymieniony olej. Bardziej problem był w mojej głowie, po przesiadaniu się z Grand Vitary V6 lub Outbacka H6 zawsze początkowo niepokoił mnie brak zmiany biegów i pierwsza myśl była, że coś się popsuło. Teoretycznie CVT jest dobre w ruchu miejskim, ale mnie bardziej przekonuje na ekspresówce - zestaw z 2,4 jest elastyczny, nie szarpie, nie wprowadza nerwowości. Oczywiście w manualu jest ostrzej, bardziej charakternie, ale za mocną jazdę płaci się sprzęgłem. Auto niesamowicie trzyma się drogi, jest sztywne, czujemy się bezpiecznie wchodząc w każdy zakręt. To, co jest zaletą przy wysokich prędkościach i na krętych drogach, staje się wadą w mieście - dziury, torowiska niestety czuć, a jeśli jakiejś nie poczujemy, to usłyszymy. Jedyne elementy, które do tej pory wymieniałem to gumy stabilizatorów, te z tyłu dwa razy. Każde Suzuki, którym jeździłem jest w mojej ocenie ciut za głośne. Tutaj silnik ma wysoką kulturę, ale jak to w Japończyku wyciszenie takie byle było. Polecam odżałować kilka stówek i wygłuszyć błotniki - zwłaszcza tylne. Dobre gumy Yokohamy o niskim hałasie też pomogą, a są wcale nie takie drogie.
Wbrew początkowemu przekazowi Suzuki Kizashi występuje w większej ilości wersji niż dwie. W Polsce dostępne były tylko wersje SPORT i można było wybrać kolor i skrzynię biegów, może wzór felg. Inaczej rzecz się miała w Szwajcarii. Tam popularniejsza była wersja "cywilna", bez listew, spoilerów, nakładek i z obłym zderzakiem przednim, a dodatkowo z bardziej miękkim zawieszeniem o nieco wyższym prześwicie, wersje silnikowe i skrzyniowe te same co u nas. Pojawiały się także typowe dla Szwajcarii serie limitowane np. najpopularniejsza INDIGO. Za oceanem było tego jeszcze więcej - mamy kilka poziomów wyposażenia (w tym jasne tapicerki, welury zamiast skór, brak szyberdachu - pełne bogactwo lub mega bieda) i możliwość skrzyni CVT nie połączonej z AWD.
Jeśli chcesz kupić Suzuki Kizashi, to pamiętaj, że to rzadkie auto, a takie najlepiej kupić z pewnej ręki. Grzebytę, który wyklepie i naprawi byle było stosując skróty i patenty - omijaj szerokim łukiem. Auta zadbane i z pewną historią sprzedają się jak ciepłe bułki, te od kombinatorów stoją czasem latami. W Polsce jest parę miejsc, gdzie świadomi handlarze sprowadzają te auta i zawsze starają się mieć jedno na stanie, często z symbolicznymi przebiegami. Tam te auta nie są tanie, ale unikniesz niespodzianek.
Trudno jest mi orzec coś o dostępności części, bo to auto się nie psuje. Miałem kiedyś Grand Vitarę V6 i przez kilka lat wymieniałem tylko drążek reakcyjny za 280PLN. Tutaj zawieszenie sztywne, więc napraw będzie więcej - nie ma siły na to. Ze znanych mi przypadków, gumy i elementy zawieszenia nie mają zamienników, a zawór klimatyzacji choć wygląda jak z Grand Vitary ma inne średnice wejściowe i już widziałem jak ktoś próbował to drutować. Gumy stabilizatorów kupowałem w ASO za 250PLN, dla kogoś kupowałem zawór klimy 560PLN i silniczek spryskiwaczy reflektorów - chyba 1000PLN. Podstawowa obsługa jest bezproblemowa - silnik z Grand Vitary. Są elementy napędu wspólne z S-Cross. Gdyby ktoś miał auto z kraju, gdzie nie jeździ się cały rok na światłach, na rynku dostępne są halogeny ze światłami LED do jazdy dziennej i... są to elementy, które łatwiej znajdziemy szukając części do Lexusa. Auto ma nawet kontrolkę świateł dziennych, więc po chwili zabawy masz pełen oryginał. Polecam odżałować kilka stówek i wygłuszyć błotniki. Dobre gumy Yokohama o niskim hałasie też pomogą.
Ruda. tutaj u mnie nadwoziowo nie wystąpił ten problem, ale ogniska małe pojawiły się u mnie na mini słupkach dzielących szybę tylnych drzwi i to po obu stronach. Element wymienny bez narzędzi. Albo to wyjmę, zabezpieczę i polakieruję, albo też kupię nowe. Reszta auta nie ma jeszcze śladów korozji.
Auto lubi spalić. Jeżdżąc do pracy 5km zimą musisz liczyć się z utratą 12 litrów na każde 100km. Latem wyraźnie poniżej 10 na tej samej trasie. Jadąc ekspresówką, na tempomacie 120km/h obroty silnika oscylują wokół 2000, a wtedy zadowoli się 7 litrami, a czasem nawet nie. W manualu jest bardzo podobnie.
Reasumując: auto solidne, w zasadzie nie do zdarcia, o doskonałej przyczepności i pewnym prowadzeniu, a zarazem wciąż jeszcze proste. Kiedyś niedocenione (pewnie byłoby inaczej gdyby w ofercie były silniki 2.0 w tym wysokoprężny, ale wtedy dziś byłby jednym z wielu na ulicy), ale obecnie z drugiej ręki poszukiwane przez wielu. Ja do sprzedającego dwukrotnie nie zdążyłem dojechać na oględziny i już było sprzedane - w obu przypadkach bezwypadkowe i zadbane. Ostatecznie auto zamówiłem w firmie sprowadzającej samochody i dostałem swój egzemplarz z bardzo niskim przebiegiem i kilkoma wgniotami po gradzie. Wyprowadzenie tego kosztowało mnie całe 500PLN. To nie jest auto dla ludzi szukających kanapy na kołach, jeżdżących w kapeluszu lub mierzących ponad 185cm wzrostu. A w szczególności nie jest to auto dla amatorów jazdy na kropelce. Jednak jeśli lubisz motoryzację, lubisz się trochę wyróżnić i masz trochę większy budżet na paliwo - bierz w ciemno. Tutaj nie ma ryzyka jak przy np. Alfach Romeo. Oryginalność bez ryzyka. Najlepiej zapomnieć o różnicy w latach produkcji i gadżetach i porównać to auto z Corollą w sedanie obecnej generacji. Suzuki kiedyś w klasie D, a Toyota dziś w C. Wymiary, rozstaw osi - wszystko niemal tożsame. Zapominając o przekątnych ekranów LCD i inforozrywce, Kizashi nie ustępuje w niczym młodszej konstrukcji i sprawia subiektywne wrażenie pewniejszego i bezpieczniejszego, do tego nie jest nudny i pospolity. Produkowany w Japonii - to też dobra rekomendacja.
Pozdrawiam wszystkich fanów japońskiej motoryzacji.