Nie chcę być adwokatem dealerów Suzuki, zwłaszcza że część z nich zachowuje się trochę dziwnie lub mało dojrzale (zanim kupiłem Vitarę obdzwoniłem chyba większość z nich i kilku odwiedziłem), ale... zanim powiesicie wszystkie psy na nich za to że tak długo czekacie na swoje Vitary, to pamiętajcie, że oni niewiele mogą. Są całkowicie uzależnieni od przedstawiciela w Polsce. Do tego stopnia, że samochód, który jest w jednym salonie może zostać nawet wycofany z niego i przeniesiony do innego. Priorytetem nie jest sprzedaż nowych Vitar, które - póki co - idą jak świeże bułki w porównaniu do ich dostępności, ale zrobienie ogólnych planów sprzedaży tudzież wypchnięcie S-Cross, które przez Vitarę zalegają.
Nie lepiej jest u innych. Honda np. ma teraz zcentralizowaną dystrybucję z jednego magazynu poza Polską. A że priorytetem jest sprzedaż ogólna w tym flotowa, to ludzie, którzy mają do odbioru np. HR-V w jakimś tygodniu, nagle dowiadują się, że ich nie odbiorą (bo te HR-V-ki zostały przesunięte dla innego klienta o czym już się raczej nie dowiedzą). A jeśli ich teraz nie odbiorą, to mogą nawet w ogóle w tym roku ich nie odbierać, bo Honda jak i inne firmy - pomimo ładnych reklam na przełomie roku - nie lubi sprzedawać zalegających rocznikowo samochodów, więc ich po wrześniu już najczęściej nie zamawia.
Te powyższe informacje są sprawdzone, ale jest też anegdotka, że Subaru ma do zrobienia założenia w pierwszej połowie roku finansowego i jeśli je zrealizują, to w drugiej połowie roku większości zwisa co zrobią, bo założenia i tak zostały zrealizowane.
Do tego - pomimo, że są to przedstawiciele teoretycznie japońskich firm, to jednak są podmiotami europejskimi z wszystkimi ich prawami - czasem mają do wydania... unijne pieniądze np. na szkolenia. I to nie jakieś kilkadziesiąt tysięcy tylko ciężką kasę liczoną w milionach, więc organizują szkolenie za szkoleniem, papierki, formularze, setki maili.
Wierzcie mi, że często delaerzy mają mały koszmar, o czym Wy się najczęściej nigdy nie dowiecie myśląc, że traktują Was z góry (pomimo, że wydajecie tak "duże" pieniądze na Wasz samochód) i zamiast strzelać focha

albo się oburzać warto sobie uświadomić, że to nie jest tak, że za każdym sprzedanym Suzuki stoi mały Japończyk, który kłania się w podziękowaniu za zakup, tylko faktycznie jest tak, że jest to biznes, w którym jest zderzenie mechanizmów działania fabryki, przedstawiciela oraz całej struktury, w której się znajduje, jak też banków, przepisów polskich i unijnych itd. a ta mała Vitara jest tylko narzędziem do realizacji planów.
Choć wiem, że woleli byśmy myśleć, że ten Japończyk rzeczywiście tam stoi i się kłania a na Węgrzech nauczyli się polskich imion i nazwisk i już na linii wiedzą dla kogo konkretnie montują biały dach.
