Problemem jest moim zdaniem nawet nie tyle sam "dolek", co konstrukcja samego nadwozia, typowa dla wspolczesnych samochodow bez rynienek dachowych.
Oczywiscie ze przy wsiadaniu do samochodu zawsze wnosze do wnetrza nieco sniegu na butach, ale ten pozostaje niemal w calosci na gumowej macie, ktora zima mam na podlodze.
Przy kazdym otwieraniu drzwi sypie mi sie natomiast do wnetrza pewna, niewielka ilosc sniegu z dachu i gornej krawedzi drzwi.
I to wlasnie ten snieg "laduje" jak zauwazylem pomiedzy progiem a szyna fotela, nie dajac sie praktycznie usunac.
Radze sobie w ten sposob, ze biore gazete, skladam dwukrotnie i wsuwam jej grzbiet pod plastikowa nakladke progu.
W ten sposob wykladzina nie jest narazona na zmoczenie.
Dodatkowo wrzucam druga gazete pod gumowa wykladzine, bo doswiadczenie wskazuje ze ta guma lubi sie od spodu "pocic", czyli kondensuje na niej para wodna.
Co kilka dni wymieniam ten papier na nowy, a kiedy tylko pogoda na to pozwala wyrzucam gumy do bagaznika i pozwalam wykladzinie swobodnie "oddychac".
W miare mozliwosci staram sie rowniez tak czesto jak to tylko mozliwe uzywac klimatyzacji.
Przyznaje ze nie jest to rozwiazanie eleganckie, ale za to dosyc skuteczne i w odroznieniu od samochodow wielu moich sasiadow nie mam zima zaparowanych czy tez zamarznietych od wewnatrz szyb.
|